Miejsce I
Sevelis "Wakacyjne zapomnienie"
Severus Snape
postanowił udać się na jego zdaniem jak najbardziej zasłużone wakacje. Miesiąc
temu razem z popapranym staruszkiem aka dyrektorem najpotężniejszej szkoły
magicznej Hogwart aka Albusem Dumbledorem oraz największym idiotą jakiego uczył
(oprócz Ronalda Weasleya) aka Chłopcem-Który-Przeżył aka Harrym Potterem
pokonał Czarnego Pana, który wikitował pośrodku szkolnego dziedzińca niczym
rozplaskany pomidor (w tym momencie na samo wspomnienie Severus uśmiechnął się
od ucha do ucha, co wyglądało raczej, jakby miał nieprzyjemne problemy z
żołądkiem).
Leciał właśnie
mugolskim samolotem z biura podróży Magiczny Lot, które oferowało nadzwyczaj
atrakcyjny pobyt w uśpionym i małym kurorcie u wybrzeża Morza Czarnego w
niesamowicie przystępnej cenie, popijając mieszankę soków ananasowego i
kokosowego przez pomarańczową słomkę, do której przymocowana była papierowa
kolorowa parasolka, na którą Severus spoglądał gorzej, niż na swojego
największego wroga.
Kiedy wylądowali,
wyczłapał z latającego pojazdu na niewielkie
lotnisko, które wyglądało na prywatne i od razu uderzył w niego żar lejący się
z nieba. Spojrzał w dół na swoje czarne przepastne szaty. Czy naprawdę nie
wziął ani jednej pary krótkich spodenek, jak doradzał mu Brodaty Drops? Nagle mignęła
mu wizja samego siebie w krótkich, kolorowych szortach. Hm, jednak zdecydowanie
postąpił w tej sprawie słusznie.
Dzień później wylegiwał
się na tarasie przed jednym z drewnianych domków położonych na plaży, z których
rozpościerał się malowniczy widok na pieniące się morze. Severus znów sączył
napój za pomocą słomki, tym razem na szczęście bez tej durnej parasolki.
Zredukował swoje szaty o połowę w swej objętości, ale wciąż był zakryty od szyi
aż po pięty. Cieszył się panującą wokół ciszą, lekkim wiaterkiem smagającym jego
blade policzki oraz spokojem ducha, kiedy usłyszał zbliżającą się furgonetkę, z
której po pewnym czasie wysiadła bliżej nieokreślona postać.
Snape nie spuszczał
wzroku z przybyszki, która udała się z bagażami do domku obok, położonego
jakieś pięćdziesiąt metrów dalej, w takiej samej odległości od morza, jak jego
własny. Na jego twarzy pojawił się grymas. Miał nadzieję, że będzie tu całkiem
sam!
Kiedy godzinę później
dziewczyna wyszła z domku i poszła się kąpać do morza, Snape nie zorientował
się, że te sterczące we wszystkie strony loki wyglądają wyjątkowo podejrzanie i
co gorsza, znajomo. Dopiero, gdy dziewczyna wyszła z wody i udała się w jego
stronę, zastygł w miejscu.
- Pan profesor!? Pan
tutaj?!
Severus miał wielką
ochotę odkrzyknąć „Granger?!!!!!”, ale głos utknął mu w gardle. Jego nieznośna
była uczennica biegła już w jego stronę, a kiedy zatrzymała się zaledwie metr
przed nim, nie mógł mieć już żadnej nadziei, że to pomyłka – stała przed nim
Hermiona Granger we własnej osobie. Otrząsnął się wreszcie i warknął.
- Co ty tutaj robisz?!
- Odpoczywam. Zdaje
się, że pan robi to samo.
- Już nie – jęknął w
duchu zrezygnowany Severus, którego wakacje własnie się skończyły, zanim
jeszcze zdążyły się porządnie rozpocząć.
- Nie wiedziałam, że
lubi pan słoneczne miejsca – Granger rozejrzała się wokół. Miała na sobie tylko
kostium kąpielowy i owinięta była ręcznikiem. Mokre włosy były przyklapnięte i Severus
musiał przyznać, działało to na jej korzyść. On za to odziany był tak jak
zwykle. – Nie jest panu gorąco?
- A tobie nie jest
wstyd? – odciął się.
- To jest plaża –
parsknęła Hermiona. – I nie wiem, czy pan zauważył ten znak… - wskazała palcem
na tabliczkę kilka metrów dalej. – Można się tutaj opalać nawet nago.
Severusowi oczy wyszły
z orbit. Granger zachichotała.
- Tak, bez ubrania.
Snape rzucił jej
przerażone spojrzenie, po czym wstał i wszedł do swojego domku, zatrzaskując
jej drzwi przed nosem. Już nigdy nie wyjdzie na tą przeklętą plażę!
Następnego dnia nie
potrafił jednak wytrzymać zbyt długo w dusznym domku pozbawionym takich
luksusów jak klimatyzacja (tu się kłania niska cena oferty), więc był zmuszony
wyjść na mały drewniany taras. Granger już była na zewnątrz i leżała na piasku,
na szczęście w stroju. Usiadł na drewnianym krześle i wpatrywał się w
niebieskie morze z kwaśną miną. Bardzo źle się z tym czuł, że musiał dzielić z
kimś swoje zacisze, i to w dodatku z nieznośną Granger…
Po pewnym czasie naszła
go nieuzasadniona, nagła i przemożna ochota, aby zanurzyć stopy w wodzie (być
może przez ten prawie czterdziestostopniowy upał?). Jak pomyślał, tak zrobił,
odwracając wzrok w przeciwną stronę stronę, niż leżała jego prawie całkiem roznegliżowana
uczennica. Gdy pierwsza fala obmyła jego
bose stopy, wydał z siebie westchnienie ulgi. Jak cudownie chłodna była ta
woda!
- Noo, wreszcie pan się
przekonał!
Snape odwrócił się,
podnosząc groźnie jedną brew.
- Przekonał się do
czego?
- Do kąpieeeliii! Musi
pan się koniecznie zanurzyć!
Wyglądało jednak na to,
że to Granger musiała się koniecznie zanurzyć, bo po chwili była już w wodzie,
wydając jeszcze głośniejsze, niż wcześniej Severus, westchnienie ulgi.
- Ani mi się śni.
- To po co pan tu
przyjechał? – spytała zdziwiona Gryfonka, podczas gdy słońce ładnie oświetlało
jej zgrabne ciało. (Coś ty właśnie pomyślał, Snape?!)
- Szczerze mówiąc… – po
chwili wahania postanowił jej jednak ujawnić cel swojej wycieczki – po
ingrediencje. Potrzebuję… pewnego składnika, który tutaj rośnie, a musi być
świeży, żeby był z niego jakikolwiek użytek.
- Ahaa… - rzuciła
Granger, patrząc przebiegle na swojego byłego nauczyciela, który odwzajemnił
jej się lodowatym spojrzeniem, ale po chwili słychać było jego wrzask.
- COŚ TY ZROBIŁA?!
GDZIE SIĘ PODZIAŁY MOJE UBRANIA?! – ryknął, patrząc na swój blady, lekko
zapadnięty tors, który jakimś cudem był odkryty,
podczas gdy zdecydowanie powinien się znajdować pod warstwą czarnego
materiału. Dobrze, że przynajmniej miał jeszcze na sobie spodnie… – GADAJ!!!
- Jaa? – spytało
niewiniątko. – Niiiic.
- GRANGER! GADAJ
NATYCHMIAST!
- No dobrze, już
dobrze. Odesłałam je do pańskiego domku.
Snape z bardzo wściekłą
miną ruszył w kierunku drewnianej chatki, prawie zwalając dziewczynę po drodze.
- Po co pan po nie
idzie? Przecież nie są panu potrzebne.
- Owszem, SĄ – warknął
i przyspieszył kroku.
- Nie powie mi pan, że
nie czuje różnicy. Wreszcie uwolnił się pan od tego pancerza – uśmiechnęła się
zadziornie.
- A niby co w nim było
takiego złego?
- Mało pana widać –
zachitowała. – Ale musi pan teraz na siebie uważać, bo może się pan spalić. Z
taką karnacją… Posmaruję pana olejkiem.
- Że co?! – Snape aż
usiadł z wrażenia, co Hermiona skrzętnie wykorzystała i już po chwili na jego
łopatkach rozprowadzała pachnącą oliwkami substancję. Severus już-już miał
zaoponować, ale poczuł się nieziemsko dobrze. Sprawne palce Granger przyjemnie
masowały jego spięte mięśnie pleców i kark. Tak bardzo przyjemnie, że wydał z
siebie głośne westchnienie i od razu się zaczerwienił.
- Wystarczy – rzucił
ostro i odsunął się od Hermiony. Podwinął nogawki i wyciągnął nogi przed
siebie, tak żeby morskie fale mogły je w miły sposób łechtać i chłodzić, po
czym wpatrzył się w linię horyzontu. Niebo ładnie kontrastowało pomarańczowym
odcieniem z niemalże lazurową taflą wody.
- O czym pan myśli? –
spytała po chwili, przysuwając się blisko niego, tak że teraz prawie stykali
się ramionami.
- Jak się ciebie
pozbyć.
- Serio pytam. Bo ja
myślę, że jest panu za gorąco…
- GRANGER!!! GDZIE SĄ
MOJE GACIE?
- Tam gdzie i reszta –
uśmiechnęłą się chytrze. – Zobaczy pan, jeszcze mi pan podziękuje…
-
Jeszcze, to ja cię przeklnę… ODDAWAJ NATYCHMIAST!
-
Niepotrzebnie się pan denerwuje… - przysunęła się jeszcze bliżej niego i teraz
mógł poczuć jej ciepły oddech na swojej szyi. – Niech się pan zrelaksuje, to są
wakacje…
Severus
przełknął głośno ślinę i przymknął na chwilę oczy.
-
Właśnie, niech się pan zrelaksuje…
Poczuł
jej delikatny, kwiecisty zapach… Tego było za dużo. Wstał i bez słowa oddalił
się, zostawiając ją samą na plaży. Nie mógł zobaczyć na jej twarzy przebiegłego
uśmieszku. Nie było jeszcze takiej rzeczy, do której Hermiona by dążyła i
której by nie dostała…
Wieczorem
Severus zabrał się za warzenie specjalnego eliksiru, dla którego tu przyjechał.
Dodał sproszkowaną papryczkę bułgarską i nad kociołkiem wzniosła się różowawa
poświata, która w otaczającej ciemności wyglądała naprawdę magicznie. A więc
jego ulubiony trunek był już gotowy… Przelał jedną chochlę do czarki i już miał
pociągnąć łyk, gdy usłyszał za sobą głos. O mało co się nie udławił.
-
Naprawdę przyjechał pan tu tylko po to, żeby uwarzyć Eliksir Zapomnienia?
Severus
nie odwrócił się, tylko wypił całą zawartość naczynia duszkiem. Kiedy już to
zrobił, jego czarne oczy błyszczały niebezpiecznie, ale i też… magnetycznie.
Nalał kolejną porcję i podał Hermionie, która spojrzała na niego przenikliwie i
wypiła zawartość bez słowa.
-
Chodźmy na zewnątrz, tak przyjemnie wieje… - zaproponowała Hermiona. Severus
przytaknął i już po chwili stali oboje na werandzie i patrzyli w gwiazdy. Ramię
w ramię. Ta bliskość elektryzowała ich tak bardzo, że spojrzeli na siebie w tym
samym momencie. I wtedy to się stało.
Nie
mieli pojęcia, kto zaczął, ale ich myśli zajmowały się w tym momencie czymś
innym. Wpili się nawzajem w swoje wargi, Severus przyciągnął ją bliżej do
siebie i zaczął błądzić po jej kuszącym ciele dłońmi, a ona objęła go za szyję,
wciąż nie przestając go całować. W tym namiętnym tańcu zeszli z małej werandy i
dopiero kiedy poczuli zimną wodę obmywającą ich stopy, oderwali się od siebie,
zdając sobie sprawę, iż zawędrowali aż nad sam brzeg.
Mierzyli
się spojrzeniami przez krótką chwilę, podczas której chcieli sobie przekazać
jak najwięcej emocji. Hermiona musiała użyć tego samego zaklęcia niewerbalnego,
co wcześniej, bo po chwili oboje stali tylko w samej bieliźnie.
- Została tylko jeszcze
ostatnia warstwa ubrania… - wyszeptała Hermiona do jego ucha, po czym
popatrzyła na niego tak znacząco, że zrobiło mu się bardzo gorąco.